Rok temu zachwycałam się Fanfikiem – debiutancką powieścią Natalii Osińskiej. Slash, czyli książka, którą będę Ci dziś intensywnie polecać, to długo wyczekiwany przeze mnie sequel. Wiedziałam już, czego się spodziewać. Byłam na niego przygotowana. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Whoops, she did it again.
Osińska znów skłoniła mnie do zarwania nocy, wbiła mnie w fotel i zabrała na emocjonalny rollercoaster. Ona sprawia, że czytanie książek z pretensjonalnie brzmiącej kategorii literatury młodzieżowej znów jest cool. Nie będę silić się na szukanie elokwentnych wyrażeń, bo Slash jest po prostu bardzo, bardzo cool.
Zdarzyło Ci się kiedyś sięgnąć po książkę skierowaną do młodzieży i po kilku stronach odłożyć ją z niesmakiem? Bo mi mnóstwo razy. Skłaniały mnie do tego wewnętrzne monologi nastolatków brzmiące jak przemyślenia zawiedzionego życiem faceta po pięćdziesiątce, język na siłę młodzieżowy, gloryfikowanie młodzieńczych lat i obśmiewanie problemów naszego pokolenia, a także obecność jakże powszechnego założenia, że młody czytelnik to po prostu głupi czytelnik.
Autorce Slasha udało się uniknąć tych pułapek. Ba, ona poradziła sobie z pułapkami, z których istnienia wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy. Przede wszystkim jednak udało się jej stworzyć powieść niesamowicie realistyczną i żywą. Jej bohaterowie mogliby chodzić do Twojego liceum.
– Teraz możesz pokolorować piłkę w zeszycie.
– Nie – powiedział Karolek.
– Dlaczego?
– Bo to nudne.
Leon w zupełności się z nim zgadzał, ale nie płacono mu przecież za kontestację programu nauczania.
Jednocześnie Slash eksploruje rzeczywistość zupełnie inną niż większość polskiej literatury młodzieżowej. Recenzenci pisząc o Osińskiej uparcie wspominają o Musierowicz. Musierowicz po lekturze Fanfika i Slasha mogłaby jednak zejść na zawał. Bo choć Osińska zabiera nas na uroczy spacer po Poznaniu, brak u niej heteronormatywności i zero-jedynkowych odpowiedzi. W ich miejsce otrzymujemy skomplikowane, wielowymiarowe problemy, Czarny Protest, spotkania grup wsparcia dla osób LGBT+ i niewygodne wątki z przeszłości bohaterów.
– Przestaniesz wreszcie marudzić?
– Ja tylko wyrażam własne zdanie.
– No właśnie. Marudzisz i marudzisz.
Slash skupia się na postaci Leona, którą w Fanfiku widzieliśmy tylko oczyma Tośka. Protagoniści pierwszego i drugiego tomu serii ogromnie się od siebie różnią i przez to też Slash ma zupełnie inny ton niż Fanfik. Jest mniej cukierkowy, bardziej przejmujący, a momentami wręcz ponury. Jest bardzo… jesienny. To wrażenie potęgować może też jeden prozaiczny fakt: akcja rozpoczyna się wraz z nowym rokiem szkolnym. Tak naprawdę jednak ponurość wynika głównie z problemów, z jakimi musi zmierzyć się Leon. Jego poczucie własnej wartości praktycznie nie istnieje. Odbija to sobie pozwalając ludziom go wykorzystywać, bo wtedy przynajmniej czuje się potrzebny. Ponadto miażdży go wpojona mu w domu rodzinnym autohomofobia. Tosiek jest natomiast otwarcie queerowy, a przy tym absolutnie nieznośny. Jest w tym wszystkim jednak bardzo tośkowy.
– Aha, i paznokcie. – Ożywił się. – Jak zrobisz sobie paznokcie?
Nie sprawi mi kłopotu wymienienie innych cudownych aspektów Slasha – fandomy, wszechobecność internetu, powalający humor, szkolny kanał na YouTube, Pride Week, masaże w prezencie od Idalii, siostra Leona nazywająca go cynicznym dupkiem… Problematyczne wydaje mi się jednak zakończenie. Uważam, że zabrakło mu kilkudziesięciu stron. Wszystko potoczyło się nieco za szybko, a rewelacja z przeszłości Leona nie wybrzmiała tak jak powinna. Ciężko było mi to zaakceptować. Niemniej jednak była to dla mnie porywająca lektura i nadal uważam, że powieści Osińskiej nadają się na eksport. Cicho liczę też na kolejny tom i pociągnięcie pewnych wątków jeszcze dalej.
Sugestie dla czytelnika/czki
Zaleca się spożywać powieść jesienią – pod kocykiem i z herbatką. Dobrze jest też rozpocząć lekturę w miarę wcześnie. Brak takich środków zapobiegawczych może poskutkować solidnym niewyspaniem.
Slasha od dziś kupisz w księgarniach, także w formie ebooka.