Gdy ktoś pyta mnie, co robiłam w tym tygodniu, mam spory problem z odpowiedzią. Mam też ogromną ochotę skonsultować ją z moim kalendarzem bądź dziennikiem.

Miałam luźniejszy tydzień. Kiedyś tam, nie pamiętam już kiedy. Czułam się przez to strasznie niespokojna i zorganizowałam sobie masę zajęć, które ostatnio na mnie spadły – wszystkie w tym samym momencie. I to akurat w chwili, w której zbierałam się po kolejnej w tym roku chorobie.

Mój organizm stanowczo wyraził swój sprzeciw. Gdy tylko mogę, przesypiam ciągiem 15h. Jestem ciągle głodna, słaba i zmęczona.

Co zrobiła Weronika?

Znalazła sobie jeszcze więcej zajęć. A na dodatek postanowiła codziennie uprawiać jogę i zacząć biegać. I może jeszcze w końcu zrezygnować z leków, które bierze od roku. Bo przecież czuję się dobrze.

Dziś poszłam na spotkanie z moją terapeutką. Wyrzuciłam z siebie tonę wiszących nade mną decyzji i zobowiązań, streściłam garść pomysłów i zaprezentowałam nabyty przeze mnie pakiet deluxe problemów. A ten przerywany pojedynczymi uwagami monolog zakończyłam obwieszczeniem, że nie wiem co zrobić. W tej kwestii. I jeszcze w tamtej. I tej. I jaką decyzję podjąć w tej sprawie. No i co z tamtą rzeczą. I jeszcze z tą!

Powiedziała:

jedna piłka naraz.

jedna piłka naraz | jedna zmiana naraz

Na początku się zbuntowałam. “Ale jak to, przecież muszę podjąć te wszystkie decyzje!” Na to zareagowała pytaniem:

czy świat się zawali jeśli nie podejmiesz wszystkich tych decyzji w ciągu najbliższego miesiąca?

No i im dłużej nad tym myślę, tym bardziej mi się wydaje, że nie, nie zawali się. Więc może na razie zajmę się jedną rzeczą. Sobą.